Królik z OLX'a
Dlaczego nie warto przygarniać królików od osób prywatnych, m.in. z olx?
Na samym początku zaznaczę, że zdaję sobie sprawę, że pojawią się tutaj pełne oburzenia głosy o treści "A co, one nie zasługują na miłość?!", "Jak ja nie wezmę to trafią na ulicę i to ma być lepsze?!". Tak, zdaję sobie sprawę z tych rzeczy. Nie mam na nie gotowej odpowiedzi. Jednak nie bierzmy na siebie cudzej odpowiedzialności. Każda osoba, która doszła do wniosku, że nie może się już dłużej opiekować swoim podopiecznym, ma więcej możliwości niż ulica. Może przekazać prawa do opieki nad zwierzakiem jakiejś fundacji lub schronisku. I choć nie jest to rozwiązanie idealne, bo te fundacje i schroniska za darmo takiego królika nie wyżywią, ani nie wyleczą, to fakt jest jeden - królik z ulicy prędzej czy później trafi do jednej z nich, pod samochód lub w paszczę jakiegoś drapieżnika.
Jest to tylko jedna z alternatyw. Jaka jest najlepsza? Cóż, najbardziej odpowiedzialnie ze strony zrzekającego się zwierzęcia, właściciela, byłoby wykonanie pełnych badań czworonogowi i z taką oto pełną diagnostyką, przekazanie go w nowe ręce. I w takim przypadku, taka adopcja od osób prywatnych jest jak najbardziej okej.
Większość ludzi jednak tego nie robi, a ich króliki nie dość, że żyją w opłakanych warunkach, to nigdy na oczy nie widziały gabinetu weterynarza. Nie powiem wam dzisiaj, czy adopcja od takich osób jest dobra czy niedobra. Uważam, że każdy powinien działać zgodnie ze swoim sumieniem. Jednak dla przestrogi - uświadomię was, z czym ona się wiąże, abyście byli zdolni podjąć taką decyzję w pełni świadomi konsekwencji.
Większość królików jakie spotykam na olx (lub nawet facebooku), żyje w nieodpowiednich warunkach. Ich klatki są za małe, uszaki nie mają możliwości do ruchu. Nie mają pożywienia, które mieć powinny, mają za to dokładnie to, z którym absolutnie styczności mieć NIE powinny. Samo to już może zrodzić problemy zdrowotne oraz behawioralne.
Nie można się w tym przypadku także spodziewać, że dostaniemy jakieś wskazówki co do dalszej opieki nad uszakiem.
Wydając je, inwestujesz w przyszłość swoją i uszaka. Masz pewność, że jest on zdrowy i nie wyjdzie wam w najbliższym czasie żadna poważna (nie daj, śmiertelna) choroba. Dobrostan zwierzęcia jest w najlepszym porządku, a twój portfel w stanie spoczynku na dłuższy czas.
Co się stanie jednak, jeśli ominiemy takie badania? Dość szybko może się okazać, że uszak od początku poważnie chorował. Wcześniej jego leczenie mogłoby się okazać mniej problematyczne, ale problemy się nawarstwiły lub zmieniły stan zaawansowania. Przez to uszak wymaga farmakologii, częstych kontroli, być może operacji. Istnieje też ryzyko nagłej śmierci, możemy w tym przypadku nawet nie zdążyć trafić do kliniki.
Nie omińmy też faktu kastracji. Jeśli poprzedni właściciele nie wiedzieli nawet jak prawidłowo żywić króla, to na pewno też go nie wykastrowali.
Większość ludzi jednak tego nie robi, a ich króliki nie dość, że żyją w opłakanych warunkach, to nigdy na oczy nie widziały gabinetu weterynarza. Nie powiem wam dzisiaj, czy adopcja od takich osób jest dobra czy niedobra. Uważam, że każdy powinien działać zgodnie ze swoim sumieniem. Jednak dla przestrogi - uświadomię was, z czym ona się wiąże, abyście byli zdolni podjąć taką decyzję w pełni świadomi konsekwencji.
Większość królików jakie spotykam na olx (lub nawet facebooku), żyje w nieodpowiednich warunkach. Ich klatki są za małe, uszaki nie mają możliwości do ruchu. Nie mają pożywienia, które mieć powinny, mają za to dokładnie to, z którym absolutnie styczności mieć NIE powinny. Samo to już może zrodzić problemy zdrowotne oraz behawioralne.
- Brak socjalizacji = dziki, nieoswojony królik, nie nauczony kontaktu z człowiekiem
- Złe podłoże w klatce = bolesne odgniotki i problemy z poruszaniem się
- Brak miejsca na ruch = problemy ze stawami
- Zła dieta = szereg problemów zdrowotnych, z których najbardziej prawdopodobne są problemy z układem pokarmowym i trawiennym, możliwe zatkania oraz nieprawidłowe ścieranie zębów
Nie można się w tym przypadku także spodziewać, że dostaniemy jakieś wskazówki co do dalszej opieki nad uszakiem.
- Króliki niebadane = niespodzianka w worku
Wydając je, inwestujesz w przyszłość swoją i uszaka. Masz pewność, że jest on zdrowy i nie wyjdzie wam w najbliższym czasie żadna poważna (nie daj, śmiertelna) choroba. Dobrostan zwierzęcia jest w najlepszym porządku, a twój portfel w stanie spoczynku na dłuższy czas.
Co się stanie jednak, jeśli ominiemy takie badania? Dość szybko może się okazać, że uszak od początku poważnie chorował. Wcześniej jego leczenie mogłoby się okazać mniej problematyczne, ale problemy się nawarstwiły lub zmieniły stan zaawansowania. Przez to uszak wymaga farmakologii, częstych kontroli, być może operacji. Istnieje też ryzyko nagłej śmierci, możemy w tym przypadku nawet nie zdążyć trafić do kliniki.
Nie omińmy też faktu kastracji. Jeśli poprzedni właściciele nie wiedzieli nawet jak prawidłowo żywić króla, to na pewno też go nie wykastrowali.
- Niewykastrowany królik = królik z problemami behawioralnymi/hormonalnymi, królik chory, królik z nowotworami
Właściwie to te wszystkie punkty można przypisać również kupowaniu królików ze sklepów zoologicznych. Jedno i drugie łączy wspólne ryzyko - nasze ryzyko. Ryzyko, że trafimy na królika ciężko chorego, a koszty jego leczenia będą ogromne.
Na tym etapie fundacje i schroniska zdecydowanie wygrywają, ponieważ adoptując uszaka od nich, mamy pewność co do jego stanu zdrowotnego. Wszelkie choroby będą już wykryte i nie zostaną przed nami utajone. Dostaniemy wszystkie zalecenia, pomoce, wskazówki, rady, a nawet pomoc w wybraniu odpowiedniego lekarza. Choć w większości przypadków króliki z fundacji wychodzą raczej zdrowe, już wykastrowane, a także zaszczepione. Pierwszy przypadek tyczy się królików, których choroby są nieuleczalne i jedyne co można zrobić, to podawać leki do końca życia.
Zdarzają się także inne przypadki. Takie jak ten, przez który w ogóle powstaje ten wpis. Czyli takie jak nasz.
Yumiko trafiła do nas w maju, mając wtedy około 7 miesięcy. Po około 2 tygodniach od razu pojechałyśmy na szczepienie, następnie była kontrola przed kastracją i sama kastracja. I od momentu kastracji jej zachowanie uległo zmianom, których z początku nie zauważyłam lub po prostu - nie zrozumiałam. Niestety nikt wcześniej nie wykrył jej wady serca, a ja nie miałam na tamten moment pojęcia, że warto byłoby wykonać profilaktyczne echo. O chorobie dowiedziałyśmy się zupełnym przypadkiem. Także mimo kilku wizyt u weterynarzy, dopiero po 3 miesiącach wykryta została wada serca, tak poważna, że nie wiadomo jaką przyniesie przyszłość mojemu małemu stworzonku. Podobno tak młode uszaki jak ona, nie chorują na nią. Choroba ta, dla ciekawych, nazywa się kardiomiopatią rozstrzeniową.
Tekst ten piszę ku waszej przestrodze. Ja również chciałam pomóc ludziom w potrzebie. Miałam świadomość, że potrzebne są badania. A jednak przegapiłam coś tak istotnego... Coś tak istotnego, czego nie przegapi zespół ludzi ze specjalistyczną wiedzą w żadnej fundacji, który to dodatkowo zazwyczaj ma kilka miesięcy na obserwację każdego uszaka z osobna.
Zdarzają się także inne przypadki. Takie jak ten, przez który w ogóle powstaje ten wpis. Czyli takie jak nasz.
Yumiko trafiła do nas w maju, mając wtedy około 7 miesięcy. Po około 2 tygodniach od razu pojechałyśmy na szczepienie, następnie była kontrola przed kastracją i sama kastracja. I od momentu kastracji jej zachowanie uległo zmianom, których z początku nie zauważyłam lub po prostu - nie zrozumiałam. Niestety nikt wcześniej nie wykrył jej wady serca, a ja nie miałam na tamten moment pojęcia, że warto byłoby wykonać profilaktyczne echo. O chorobie dowiedziałyśmy się zupełnym przypadkiem. Także mimo kilku wizyt u weterynarzy, dopiero po 3 miesiącach wykryta została wada serca, tak poważna, że nie wiadomo jaką przyniesie przyszłość mojemu małemu stworzonku. Podobno tak młode uszaki jak ona, nie chorują na nią. Choroba ta, dla ciekawych, nazywa się kardiomiopatią rozstrzeniową.
Tekst ten piszę ku waszej przestrodze. Ja również chciałam pomóc ludziom w potrzebie. Miałam świadomość, że potrzebne są badania. A jednak przegapiłam coś tak istotnego... Coś tak istotnego, czego nie przegapi zespół ludzi ze specjalistyczną wiedzą w żadnej fundacji, który to dodatkowo zazwyczaj ma kilka miesięcy na obserwację każdego uszaka z osobna.
Komentarze
Prześlij komentarz